Polska ratyfikowała konwencję Rady Europy o zapobieganiu przemocy. Czy rzeczywiście było to konieczne, czy może w polskim prawie są już odpowiednie rozwiązania – o tym dyskutowały w Jedynce „Sterniczki”.
Premier Ewa Kopacz podczas 86. posiedzenia Sejmu przed głosowaniem w sprawie projektu ustawy dotyczącej ratyfikacji konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej., foto: PAP/Bartłomiej Zborowski
POSŁUCHAJ AUDYCJI
Sejm uchwalił ustawę, w której wyraził zgodę na ratyfikację konwencji Rady Europy o zapobieganiu przemocy. Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze. O ratyfikowanie konwencji apelowały organizacje kobiece, broniące praw człowieka oraz pomagające ofiarom przemocy; krytykowały ją organizacje prawicowe, uznając, że tylnymi drzwiami wprowadza do Polski ideologię gender i podważa rolę rodziny.
Wszystkie konwencje powstają na podstawie wieloletnich doświadczeń krajów, które mają najlepszy dorobek w danej sprawie – powiedziała Małgorzata Fuszara, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Wyjaśniła, że kraje, które przystępują do konwencji zgłaszają swoich przedstawicieli do ciała opiniującego, a ci na podstawie raportów krajowych dokonują przeglądu, wskazują słabe strony, zgłaszają rekomendacje. – Rekomendacje nie są wiążące, nikt z zewnątrz nas nie zmusza, ale może nam radzić – podkreśliła Fuszara.
Oceniła, że w Polsce w debacie pojawiały się bałamutne opowieści, że przyjdzie z zewnątrz jakieś ciało i nas zje. Przypomniała, że w tworzeniu konwencji uczestniczą wszystkie kraje wchodzące do Rady Europy i nic się nie dzieje bez Polski. – Jeśli bez nas, to może dlatego, że niektórzy posłowie jeżdżą na te posiedzenia, żeby się napić w kawiarni – stwierdziła.
Pełnomocniczka rządu poinformowała, że w debatach zadziwił ją stopień demagogii, który jednak jest sprawdzalny. – Konia z rzędem dam tej posłance, jeśli w ciągu dwóch dni od wejścia w życie konwencji siłą swojej woli i mocą konwencji zmieni płeć – nawiązała do sejmowych wypowiedzi Beaty Kempy. Podkreśliła, że w konwencji nie ma nic o zmianie płci czy definicji małżeństwa. – To jest opowiadanie nonsensów – oceniła.
Małgorzata Sadurska z PiS podkreśliła, że nie tylko sejmowa opozycja jest przeciw konwencji. Przypomniała, że były minister sprawiedliwości w rządzie PO Marek Biernacki od samego początku jest wielkim krytykiem tej konwencji i zagłosował przeciwko. Stwierdziła, że w tej sprawie wypowiadali się znakomici polscy prawnicy, osoby, które zajmują się na co dzień prawem konstytucyjnym i też zgłaszali uwagi. Jako przykład podała prof. Andrzeja Zolla i prof. Andrzeja Rzeplińskiego.
Posłanka PiS przekonywała, że wszystkie mechanizmy prawne zawarte w konwencji, jeżeli chodzi o przeciwdziałanie przemocy, są w naszym prawie. Mamy Kodeks karny, Kodeks rodzinny, krajowy program przeciwdziałania przemocy, ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Radziła też Ewie Kopacz, by wzięła przykład z Niemiec, które nie ratyfikowały konwencji.
W konwencji skrytykowała m.in. art. 14, który mówi o promowaniu w szkołach niestereotypowych ról społeczno-kulturowych. Przypomniała też, że są błędy w tłumaczeniu dokumentu.
Sadurska wyraziła również opinię, że przemoc wynika z nadużywania alkoholu i to jest prawdziwy problem.
– Szkoda, że niektórzy sędziowie stawiają swoje poglądy nad opinie prawne – ubolewała Barbara Nowacka z Twojego Ruchu. Prof. Zoll jest smutnym przykładem człowieka, który swoją ideologię przenosi na argumentację prawną – oceniła. Powiedziała, że nie jesteśmy w stanie oddzielić tego, co jest jego rzetelną ekspertyzą prawną, a co jego prywatną opinią światopoglądową i polityczną.
Ratyfikacji konwencji nie traktuje jako sukcesu – to zwykła, ludzka rzecz, która musiała się wydarzyć. Cieszyła się, że Polska będzie miała lepsze mechanizmy zapobiegania przemocy, będzie musiała uruchomić 24-godzinną linię pomocy. – Wszystkie niebieskie linie działają z pieniędzy organizacji pozarządowych – podkreśliła.
Przyznała, że wiele rzeczy teoretycznie można by rozwiązywać prawem krajowym, ale dostrzegamy wagę tej sprawy i chcemy międzynarodowo zapobiegać przemocy wobec kobiet.
Współpracująca z Helsińską Fundacją Praw Człowieka mecenas Monika Gąsiorowska uznała, że konwencja pokazuje podstawowy standard, nakłada pewne obowiązki na państwo i zdejmuje ciężar z organizacji pozarządowych. Zgodziła się, że są mechanizmy zapobiegania przemocy w prawie krajowym, ale są niewykorzystywane – np. możliwość izolacji ofiary poprzez nałożenie środka zapobiegawczego, aby sprawca przemocy wyprowadził się. – Bez względu na to, jak będzie precyzyjne prawo, ważne jest jak jest efektywne i w jaki sposób stosowane – podkreśliła.
Prawniczka powiedziała, że konwencja ma walczyć ze stereotypami, które przysłaniają wymierzanie sprawiedliwości. Przytoczyła raport biura rzeczniczki ds. równego traktowania, z którego wynika, że jeszcze nie wszyscy policjanci odnotowali zmianę trybu ścigania gwałtu.
***
Tytuł audycji: Sterniczki
Prowadził: Robert Kowalski
Goście: Małgorzata Fuszara (pełnomocnik rządu ds. równego traktowania), Małgorzata Sadurska (PiS), Barbara Nowacka (Twój ruch), Monika Gąsiorowska (prawniczka współpracująca z Helsińską Fundacją Praw Człowieka)
Data emisji: 7.02.2015
Godzina emisji: 10.15