Drogi Strasburgu

Rozmowa z Moniką Gąsiorowską, adwokatką, o tym,
kiedy warto iść po sprawiedliwość do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu siedziba ETPC

MARTYNA BUNDA:W Strasburgu zapadł właśnie niezmiernie ważny wyrok: Dzieciak przeciwko Polsce. Sprawa o naruszenie prawa do życia.

MONIKA GĄSIOROWSKA: – Proces prowadzony przez Helsińską Fundację Praw Człowieka dotyczył przebywającego w areszcie Zbigniewa Dzieciaka – oskarżonego, który zamiast trafić do szpitala na operację, brał udział w rozprawach. Szpital trzykrotnie wyznaczał termin operacji ratującej życie. Za każdym razem bezskutecznie. Za trzecim razem to prokurator przetrzymał przez trzy tygodnie w aktach list z planowaną datą zabiegu i korespondencja trafiła do aresztu po terminie. Człowiek zmarł. Rodzina wyczerpała drogę prawną w Polsce, poskarżyła się w Strasburgu. Trybunał zasądził zadośćuczynienie dla żony, stwierdził również, że państwo nie przeprowadziło skutecznego śledztwa w sprawie nieefektywnej pomocy medycznej w czasie czteroletniego aresztowania.

Trudno się poskarżyć w Strasburgu?

 To nie jest skomplikowana procedura. Skarga jest wolna od opłat. Prawnicy Kancelarii Trybunału za pomocą listów wskazują skarżącemu, na jakim etapie jest sprawa. Pierwszy list skarżącego może być napisany po polsku, dowolnie, nawet tak: Drogi Strasburgu, przydarzyło mi się to i to, i uważam, że zostało naruszone takie a takie prawo człowieka”. Po otrzymaniu tego listu Trybunał wysyła do skarżącego odpowiedni formularz w języku polskim wraz z instrukcją, jak go wypełnić, oraz tekst Konwencji. Dopiero na kolejnym etapie, gdy Trybunał występuje do rządu o wyjaśnienia, korespondencja przechodzi na jeden z języków urzędowych Trybunału, czyli angielski lub francuski. Wtedy też Trybunał prosi skarżącego o wskazanie prawnika, który mógłby poprowadzić sprawę. Wszystko odbywa się korespondencyjnie. Nie trzeba jeździć osobiście do Strasburga, sędziowie podejmują decyzje po analizie dokumentów, chyba, że Trybunał zdecyduje o wyznaczeniu rozprawy, co zdarza się w szczególnych przypadkach.

Z czym konkretnie można iść do Strasburga?

 Jeśli zostały złamane prawa, które wymienia podpisana przez Polskę i inne kraje Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Gdy można wykazać państwu, że uniemożliwiło skarżącemu skorzystanie z tych praw, albo, gdy w konkretnym przypadku, jakiś mechanizm zazgrzytał i te prawa zostały naruszone. Trybunał zawsze bierze pod uwagę działanie organów państwa: czy zrobiły wszystko, co mogły, aby do naruszenia nie doszło, a także czy naprawiono szkodę, jeżeli naruszenie na stąpiło. W sprawach polskich skarżący najczęściej zarzucają naruszenie prawa do rzetelnego procesu. Są też skargi z zakresu poszanowania życia prywatnego, długości tymczasowego aresztowania, a nawet prawa do życia i zakazu tortur – w kontekście warunków panujących w aresztach.

Ale Trybunał nie poprowadzi dochodzenia za polską policję? W tym sensie sprawiedliwości tam nie znajdziemy?

Nie poprowadzi, choć rzeczywiście Polacy często traktują Strasburg jak kolejną instancję. W sprawie Gossa kontra Polska skarżący dowodził, że państwo nie zapewniło mu prawa do rzetelnego procesu sądowego, bo przed sądem nie przesłuchano kluczowego świadka, i przegrał. Państwo polskie argumentowało, że nie można było tego świadka przesłuchać, gdyż podał fałszywe dane, a w końcu wyjechał za granicę. Sąd podejmował różne czynności, żeby go odnaleźć, nawet przez ambasadę, ale bezskutecznie. W tej sprawie Trybunał nie dopatrzył się winy Polski, uznając, że nie można żądać od państwa rzeczy niemożliwych.

Czy zdarza się, że sprawa miałaby szansę w Trybunale, ale zostaje odrzucona już na wstępie, bo ludzie nie wiedzą, jakie konkretnie prawo zostało w ich wypadku naruszone?

 Gdy pracowałam w Trybunale, przychodziło wiele skarg na wysokość emerytur i rent– rażąco niską. Konwencja nie gwarantuje żadnej określonej wysokości świadczenia emerytalnego. Ale parnię tam pewien szczególnie poruszający list. Prawniczka angielska zapytała mnie, czy za tak niską emeryturę można przeżyć. Może gdyby skarga była sformułowana inaczej, Trybunał mógłby rozważyć, czy nie jest to poniżające traktowanie albo naruszenie prawa do życia. Konwencja jest żywym instrumentem i czasami nawet Trybunał zmienia linię swojego orzecznictwa.

Trybunał nie mógł po prostu doradzić kolejnym skarżącym się na emerytury, jak skutecznie argumentować?

Nie mógł. Trybunał nie pomaga skarżącym ani w pisaniu skarg, ani nie podpowiada, jakie należy wskazać argumenty. Z urzędu Trybunał działa tylko w przypadku, gdy zauważy, że listy skarżącego z Trybunału są cenzurowane, na przykład przez służby więzienne. Wówczas wskazuje skarżącemu, że może on podnieść zarzut naruszenia tajemnicy korespondencji.

Widzi pani jakieś ważne sprawy, które powinny trafić do Strasburga?

Można by zrobić listę: brak skutecznych mechanizmów obronnych przed przemocą domową, brak wystarczającej liczby miejsc w szpitalu dla rodzących kobiet, niemożność wezwania policji czy pogotowia na czas, gdyż nie można się dodzwonić na numery alarmowe. Kiedyś zgłosiła się do mnie klientka, której córka i wnuczka były śmiertelnymi ofiarami przemocy domowej. Niestety, przyszła za późno, minęło już sześć miesięcy, w czasie których można wnieść skargę do Trybunału. Słyszałam też o sytuacji, gdy rodzącą kobietę odsyłano z jednego szpitala do drugiego, wieziono dziesiątki kilometrów, dziecko nie przeżyło, a mogło. Sprawa idealna do Strasburga, bo pokazuje problem, który się powtarza, kosztuje życie, a ciągle nie jest rozwiązywany.

Ta druga historia, gdy zmarło dziecko, też nie trafiła do Trybunału?

Akurat takie sprawy trudno jest doprowadzić aż tam. Ludzie, którzy przeżywają olbrzymie tragedie, często nie maj ą siły po raz kolejny zeznawać, opowiadać o swoim dramacie, udowadniać swoich racji. Zwłaszcza przed polskim sądem. Tymczasem do Strasburga można się zgłosić dopiero po wyczerpaniu drogi krajowej. Chodzi o to, aby dać państwu szansę naprawienia krzywdy, zanim problemem zajmie się międzynarodowy organ. I jeżeli istnieje krajowy efektywny środek otrzymania odszkodowania – należy z niego skorzystać.

Zdarza się też inaczej – że w błahych sprawach ludzie idą po sprawiedliwość do końca, po trupach.

Powiem więcej, upierają się, nawet, gdy jest już po terminie i z góry wiadomo, że skarga będzie odrzucona z powodów formalnych. W sprawach oczywiście bezzasadnych staram się przekonać klientów, że szkoda czasu i pieniędzy, ale większość mówi: a my i tak spróbujemy. Niestety, Trybunał jest zalewany sprawami, które są poza jego kompetencją. Gdy zaczęłam tam pracować, pracownicy z przerażeniem pokazywali mi te rzędy akt. A potem opowiadali sobie, jako anegdotę, że tylko wzruszyłam ramionami, że w Polskich sądach i tak jest ich więcej. Z powodu tego zalewu tworzy się paradoks polegający na tym, że Strasburg gani państwo polskie i inne kraje za przewlekłość postępowań, podczas gdy postępowanie przed Trybunałem również trwa latami.

Ile kosztuje przegrana
W 2007 r. Polska zapłaciła 415 tys. euro odszkodowań za sprawy przegrane przed Trybunałem. Do tego dochodzą koszty podpisanych ugód i koszty obsługi prawnej spraw.

W tym samym 2007 r. Francja wypłaciła swoim obywatelom ponad 3 mln odszkodowań, Włochy – 1 mln 20 tys., Czechy – 450 tys., Węgry – 130 tys., a Niemcy – 99 tys. euro. Rekordzistką była Turcja – ponad 7 mln euro. Polskę najwięcej kosztują sprawy o przewlekłość postępowań karnych – 335 tys. euro w latach 2005-2008 i przewlekłość tymczasowego aresztowania – 134 tys. euro w latach 2005-2008.

Moja sąsiadka też się tam wybiera. Chce kupić od gminy stryszek nad swoim domem, a gmina nie chce sprzedać.

Konwencja nie gwarantuje prawa do nabycia konkretnego mienia. Ale gdyby w sprawie stryszku użyć argumentu, że jest to niezbędne dla poszanowania prawa do życia prywatnego i rodzinnego, to może byłaby szansa.

Kategoria ” życie prywatne” wydaje się szalenie pojemna.

Rzeczywiście. Tak argumentowałyśmy w sprawie Alicji Tysiąc, która wygrała w Strasburgu odszkodowanie, ponieważ państwo nie zapewniło efektywnego mechanizmu odwoławczego, gdy kobieta nie zgadza się z decyzją lekarza o odmowie zabiegu przerwania ciąży. Niedawno przedstawiałam Trybunałowi przypadek matki walczącej o dziecko i również korzystam z tego punktu Konwencji. Polski sąd ustalił prawomocnie, że dziecko ma mieszkać z matką, ale ojciec się nie podporządkował. Kurator w asyście policji kilkakrotnie podejmował próby odebrania dziecka, zawsze kończyło się zdenerwowaniem, płaczem, więc odstępowano. I tak już kilka lat. Dziecko, wbrew woli matki, mieszka z ojcem, a ona od czasu do czasu może je zobaczyć na warunkach dyktowanych przez ojca. Sprawy o egzekucję kontaktów z dzieckiem są już widoczne.

Ale co tu może Strasburg? Kazać odebrać dziecko siłą?

Zdziwił aby się pani, w jak wielu sprawach skarżącym się do Strasburga chodzi już tylko o moralną satysfakcję. Ta mama będzie mogła kiedyś powiedzieć dziecku: słuchaj, walczyłam o ciebie do końca. Ale być może orzeczenie Trybunału spowoduje też, że państwo wprowadzi w końcu efektywny sposób zapobiegający podobnym przypadkom w przyszłości. Może większe grzywny dla tych, którzy nie respektują wyroków sądowych. Obowiązkowe rozmowy z psychologiem, mediacja na wcześniejszym etapie, co w wielu sprawach mogłoby uchronić konflikt przed wejściem w fazę na noże.

W Polsce tysiące decyzji sądowych zostają tylko na papierze.

I w swoich orzeczeniach Trybunał wykazywał już, że gwarancja rzetelnego procesu wymaga nie tylko, by sąd wydał wyrok, ale muszą jeszcze istnieć mechanizmy, które umożliwią wyegzekwowanie go.

Jakie sprawy są dla Trybunału „oczywiście bezzasadne”?

Te, które nie dotyczą praw człowieka gwarantowanych przez Konwencję, na przykład, gdy ktoś skarży się, że nie otrzymał medalu. Skargi na coś, na co państwo nie ma wpływu, na przykład na sąsiadów. Polacy często żalą się też, że sąd wydał zły wyrok, bo nie dał wiary ich świadkom. Tymczasem sąd krajowy ma prawo ocenić dowody według własnego uznania. Wreszcie bezzasadne są sprawy dotyczące zdarzeń, które nastąpiły przed ratyfikacją Konwencji.

Więc jak udało się złożyć skargę katyńską?

Poskarżono się na procedury prawne obowiązujące dziś w Rosji. To różnica.

Jakie są dalsze losy wygranych spraw? Dalsze losy problemów?

Różne. Po przegranej sprawie Kudła przeciwko Polsce wprowadzono skargę na przewlekłość postępowania, dzięki czemu oczekujący latami na wyroki mieli otrzymywać odszkodowania. W praktyce sądy zasądzają je albo nie, uznają rację skarżących albo nie. Wobec takiej praktyki do Trybunału nadal trafiają skargi na długość postępowania, z tym że teraz skarżący podnoszą, że środek krajowy jest nieefektywny. Ale zwykle przegrane Polski przed Trybunałem powodują zmiany w przepisach na lepsze albo wprowadzenie nowych mechanizmów naprawczych. Sprawa Broniowski przeciwko Polsce spowodowała konieczność uregulowania kwestii mienia zabużańskiego przez Polskę. Po orzeczeniu Belziuk przeciwko Polsce wprowadzono obowiązkową obecność obrońcy przed sądem odwoławczym, gdy została wniesiona apelacja na niekorzyść oskarżonego. W mojej ocenie sprawy Siałkowski, Staroszczyk kontra Polska spowodowały wydłużenie, w procedurze cywilnej, terminu do wnoszenia skargi kasacyjnej. Na przykładzie tamtych historii wyraźnie było widać, że termin miesięczny był w niektórych sytuacjach niewystarczający. Sprawa Tysiąc przeciwko Polsce wskazała na konieczność zmian przepisów. A po sprawie Baranowski przeciwko Polsce nakazano precyzyjnie określać czas trwania tymczasowego aresztowania. Wcześniej sąd pisał na przykład „do zakończenia sprawy”, cokolwiek to miało oznaczać.

Ale problem nieludzko długich aresztów nie został rozwiązany. Dlaczego? Sędziowie nie znają orzecznictwa Trybunału? Polska przegrała wiele takich spraw.

W sądach wyższych instancji z pewnością sędziowie często powołują się na decyzje Trybunału. Z przyjemnością czytam orzeczenia, gdzie są przywoływane sprawy zakończone przed Trybunałem, i to nie tylko przeciwko Polsce. Ale w sądach rejonowych faktycznie zdarza się i tak, że ja, adwokat, powołując się na orzecznictwo Trybunału, napotykam wzrok sędziego: „A cóż to pani mecenas opowiada o Konwencji”. Większość sędziów ma poczucie, że Trybunał nie ma wpływu na ich konkretną sprawę.

Bezpośredniego wpływu rzeczywiście niema.

Trybunał nie ma mocy, aby kogoś zwolnić z aresztu, uniewinnić czy zapewnić kontakt z dzieckiem. Ale kształtuje standardy przestrzegania praw człowieka, które, jeśli nie są uwzględniane, to mogą się kończyć wyrokiem zasądzającym odszkodowanie dla skarżącego.

W sprawie Alicji Tysiąc to skarżącą obrażano publicznie za to, że miała odwagę przedstawić swoją sprawę Trybunałowi.

 I, niestety, to jest ciemna strona tego procesu. Sprawa wywołała dyskusję, społeczeństwo się podzieliło, a nikt nie próbował zrozumieć wyroku, wyjaśnić społeczeństwu, na czym polega problem. Co więcej, nadal nie ma mechanizmu, o jakim była mowa w orzeczeniu.

Warto było poprowadzić ten proces?

Oczywiście, że tak. Podziwiam Alicję Tysiąc za jej odporność i wytrwałość. To była sprawa bolesna, trudna. Większość ludzi nie chciałaby o tym opowiadać na sali sądowej. Tymczasem odwaga jednostki pozwala wykazać państwu, że ma ono problem do rozwiązania. Chociaż być może takie sprawy powinny być prowadzone anonimowo. Wówczas imię i nazwisko skarżącego nie są podawane publiczne. Takie rozwiązanie w Strasburgu jest możliwe i stosowane.

Ktoś egzekwuje od Polski wyroki Trybunału?

Zajmuje się tym Komitet Ministrów Rady Europy. Kontroluje, czy odszkodowanie zostało wypłacone, a jeśli były potrzebne zmiany, to czy i jakie zostały wprowadzone. W przypadku uporczywego uchylania się państwa od wykonania orzeczenia może dojść do zawieszenia członkostwa tego kraju w Radzie Europy, a nawet do jego wykluczenia. Jednak państwa Rady Europy respektują wyroki Trybunału. Bywa tylko, że potrzebują czasu.

Rozmawiała Martyna Bunda

Dodaj komentarz